ďťż

sunsetting

photo

Jonathan "Fatal1ty" Wendel ma 26 lat. Siada przed komputerem, odcina wirtualnym przeciwnikom głowy, rozrywa ich na strzępy serią z karabinu. I nieźle na tym zarabia

Miliony osób na całym świecie pasjonuje się grami komputerowymi. Tyle że Wendel od siedmiu lat z tego żyje - ma dziesięć tytułów mistrzowskich w pięciu różnych grach, na turniejach zarobił ponad pół miliona dolarów. Jeszcze większe pieniądze dostaje od firm, takich jak Creative, którym pomaga w tworzeniu myszek, słuchawek czy kart dźwiękowych z marką Fatal1ty wyprofilowanych dla graczy.

Tomasz Grynkiewicz: W świecie graczy masz status gwiazdy. Niektórzy mówią, że zagrać z Fatal1ty, to jak zmierzyć się na korcie z Rogerem Federerem czy zagrać jeden na jeden z gwiazdą NBA Lebronem Jamesem. Jednak ty grasz w gry komputerowe. Porównałbyś np. tenis do rozgrywek w "Quake'a" czy "Painkillera"?

- A dlaczego nie?

Bo to gry komputerowe...

- Właśnie z takimi stereotypami walczę. Ludzie widzą w nas maniaków, którzy godzinami ślęczą przed monitorem i nie widzą poza nimi świata. A tak nie jest. Zdarza się, że gramy po nocach, ale prowadzimy też normalne życie, oglądamy filmy, spotykamy się z dziewczynami, uprawiamy inne sporty. Poza tym to normalny sport - jak w tenisie, aby wygrywać w turniejach, poza umiejętnościami musisz mieć i kondycję, i refleks. A tego siedzeniem przed komputerem się nie osiągnie.

Serio prowadzisz normalne życie?

- OK, nie jest normalne dla zwykłego człowieka, który przez cały rok może się nie ruszyć z miasta, w którym pracuje. Ja dziewięć-dziesięć miesięcy w roku jestem poza domem, zawsze w trasie, trochę jak gwiazda rocka. Jednak pod tym względem nie różnię się od innych sportowców.

A nie szkoda czasu na gry?

- Robię to, co lubię. Czy Federer ma żałować, że gra w tenisa?

Dużo ćwiczysz?

- Zależy, jak bardzo zależy mi na zwycięstwie. Na przykład w "Painkillera" przed samym turniejem grałem przez sześć tygodni po osiem godzin dziennie.

A zaczęło się...

- Zadecydowała żyłka do rywalizacji. Jako nastolatek grałem w gry komputerowe, ale też w tenisa, golfa, futbol. Liczyło się to, że mogłem konkurować z innymi i wygrywać.

W poważnym turnieju zadebiutowałem w Dallas. Miałem 18 lat, zająłem trzecie miejsce, zainkasowałem 4 tys. dol. Wówczas po raz pierwszy pomyślałem: wow, na graniu można zarobić konkretne pieniądze. Potem zaproszono mnie na turniej do Szwecji - wygrałem 18 pojedynków z rzędu, bez porażki. W "Quake 3" nie było nikogo, kto mógłby mnie wtedy pokonać.

I rzuciłeś szkołę. Rodzice nie osłupieli, kiedy oznajmiłeś, że chcesz zostać profesjonalnym graczem?

- Nie. Ojciec mnie wspierał. Ale też wiedział, że nie rzucam się w ciemno, miałem już za sobą pierwsze sukcesy, miałem sponsora, który dał mi 30 tys. dol., za to, bym przez rok grał w turniejach. Pomyślałem, że warto spróbować, przy okazji zwiedzić kawałek świata. I zarobiłem wtedy tyle pieniędzy, że wybór był oczywisty.

Dwa lata temu za wygraną w Nowym Jorku zgarnąłeś 150 tys. dol., w sumie na turniejach zarobiłeś ponad pół miliona dolarów. Sukces nie przewrócił ci w głowie?

- Nie sądzę. Najdroższą rzeczą, jaką kupiłem, to cadillac dla ojca. Dla siebie - ostatnio telewizor za 3 tys. dol. Na razie oszczędzam. Zresztą za rzadko bywam w domu, by kupować sobie np. Ferrari (śmiech)

Nie kusi myśl o emeryturze? Większość graczy ma mniej niż 20 lat, dla nich możesz być niemal dziadkiem.

- Na razie nie. Chwilowo nie gram w turniejach, ale to dlatego, że te tytuły, w które gra się obecnie, nie leżą mi. Ale wrócę. Poza tym nie zamierzam się rozstawać z branżą - mam misję, jako ambasador gier, aby przekonać ludzi, że to normalny sport.

A wyobrażasz sobie, że w domach ludzie siadają przed telewizorem i włączają kanał, gdzie na żywo mogą oglądać potyczki graczy komputerowych? Albo gry komputerowe jako dyscyplinę olimpijską?

- Jednak ludzie już oglądają to w telewizji. Amerykański operator satelitarny DirecTV ma kanał, gdzie na żywo komentuję rozgrywki Championship Gaming Series [elitarna liga graczy, coś na kształt piłkarskiej Ligi Mistrzów], to naprawdę fascynujące.

A olimpiada - zobaczymy. Trzeba czasu, aby ludzie przywykli do myśli, że gry komputerowe to sport jak każdy inny. Dziś 40-, 50- czy 60-latki nie są stanie w tego pojąć. Ale to się zmieni.

http://gospodarka.gazeta....17,4702379.html


Po przeczytaniu całości reasumuje cytując ostatni wiersz:
''Dziś 40-, 50- czy 60-latki nie są stanie w tego pojąć. Ale to się zmieni.''

dawno nie aktualne
Taki wywiad mnie bardzo zmotywował. Teraz będę pił jeszcze więcej licząc że sukces wyprzedzi marskośc wątroby [ dla alkoholika marskośc wątroby to nie choroba - to kontuzja ]

Pozazdrościć ? dał bym raczej Pogratulować !
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl